Rano autobusem do Glasgow. Przesiadka i autobusem do Ayr.
W informacji turystycznej Ayr okazało się, że tu nie ma hosteli, są tylko B&B. Na mapce miła pani zakreśliła kilka ulic, gdzie są.
No cóż. Idziemy na kawę tzn Ewa piła kawę. Porównałyśmy mapę z folderem promującym okolicę i poszłyśmy na poszukiwanie noclegu.
Znalazłyśmy. Miła pani Helen, zaprowadziła nas do dużego pokoju. Zachwycił nas. Po wszystkich hostelach to jak pałac :) Zostawiłyśmy plecaki i na spacer. Nad morze. Okazało się, ze jest odpływ. Spacer po mieście. Co na kolację? Ryba i frytki. Na wynos. W każdym miejscu ryba z frytkami smakowała inaczej. Idziemy znów nad morze. Frytkami dzielimy się z mewami/rybitwami. Nie wiem co tam latało, ale głodne było. Wracamy do pubu i zaczyna się ostatni wieczór w Szkocji, przy muzyce na żywo i piwie szkockim.
Richmond Guest House - 38 Park Circus, wyszło po 24 GBP ze śniadaniem.