Gori – Uplisciche – Wardzia – Bordżomi
Jedziemy do Gori. Zwiedzamy muzeum Stalina - duże Muzeum, drewniany dom rodzinny Stalina obudowany domem :), nowe miejsce na pomnik, który został usunięty z głównego placu 2 tygodnie przed naszym przyjazdem :( i wagon Stalina. „Nasz” taksówkarz kupuje nam ciepły chleb, a inny taksówkarz, spotkany na parkingu, gdy dowiedział się, ze jesteśmy z Polski, dzieli się z nami serem i mamy śniadanie. To takie niezwykłe i tak bardzo miłe.
Jedziemy do Uplisciche. 10 kilometrów na wschód od Gori znajduje się skalne miasto Uplis - Tsikhe. Miasto jest ogromnym kompleksem kamiennych ulic, rezydencji, kościołów, sekretnych tuneli, wodnych korytarzy, bazarów oraz najstarszego teatru w Gruzji. Istnieje tu ponad 700 jaskiń jednak jedynie 150 jest udostępnionych do zwiedzania.
Teraz jedziemy do Wardzi. Droga najpierw dobra, później deszcz, później dziurawa, później mgła, później droga w naprawie i po kilkugodzinnej jeździe po prawej stronie pojawiają się śliczne dziury w górskiej ścianie. Bajka! Robimy zdjęcia z daleka, z bliska zrobimy później ;). Jesteśmy. Wardzia to spore miasto skalne, które jest największą atrakcją turystyczną regionu Mescheti. Do dziś zachowało się ponad 250 komnat na 13 poziomach oraz fragmenty sieci tuneli, korytarzy, schodów i systemu wodno-kanalizacyjnego. Przez lata była jednym z głównych ośrodków kulturalno-religijnych monarchii gruzińskiej. Kupujemy bilety i wchodzimy na ścieżkę wijąca się pod górę. Malowniczo! Spodziewałam się pustych pomieszczeń w skale i wchodzimy do przedsionka klasztoru. Wyrywają się nam okrzyki zachwytu. Uśmiechnięty mnich ucisza nas. W kościele na ścianach wspaniałe freski, niektóre z nich przedstawiają królową Tamar i króla Jerzego III.
Podoba mi się i wklejam: „Fundatorką Wardzi była najwybitniejsza królowa Gruzji – Tamar z rodu Bagratydów. Nazwę miasta tłumaczy legenda, która wiąże jej pochodzenie z wyprawą orszaku królewskiego do Mescheti. Podczas tej podróży kilkuletnia Tamar towarzyszyła swemu wujowi – królowi Gruzji. Podczas postoju dziewczynka zgubiła się pośród skał, co niezwłocznie uruchomiło poszukiwania. Kiedy zmartwiony król (wuj Tamar) głośno wołał, usłyszał w odpowiedzi słowa dziewczynki – „war dzia”, co oznacza „jestem wujku”.
Kluczymy jeszcze po „uliczkach” miasta i zachwycone wracamy do taksówki. Tu czeka na nas pyszny arbuz i chleb. Wracamy czyli jedziemy do Bordżomi.
W Bordżomi taksówkarz dopytuje o nocleg i zawozi nas pod dom. Bardzo miłe kobiety chcą nas przenocować za 20 GEL. Tak, oddzielny pokój i ciepła woda. Wchodzimy… w pokoju 7 lub 8 łóżek i siedzi para Anglików. Jak na takie warunki to trochę drogo. Delikatnie próbujemy się wycofać, kobiety obniżają cenę, ale wychodzimy… Idziemy do hotelu, nie ma miejsc. Idziemy na postój taksówek i mamy nocleg w domu taksówkarza 25 GEL/os. Młody chłopak zadzwonił do żony i ... czekają na nas 2 pokoje. Zawozi nas do siebie, zostawiamy plecaki, dzieciaczki dostają od nas po paczce ptasiego mleczka, a mas taksówkarz podwozi, wracamy na kolację do centrum.
Ciemną nocą spacerując wracamy na nocleg. Tylko trochę błądzimy, ale napotkany w bramie miły Gruzin, zerknąwszy na kartkę z adresem (przezornie taksówkarz nam napisał) stwierdza, że to jego dobry znajomy i podprowadza nas. Mieszkamy naprzeciwko rozlewni wody Bordżomi ;)
Teraz plan na jutro. W góry i do Batumi. Gospodarz informuje nas, ze chyba nie ma wieczorem połączenia do Batumi. Czy w takim razie możemy zostać jeszcze jedną noc? Tak.