jestem, jestem, jestem w Tbilisi.
Rankiem przed godz 5 jesteśmy w Tbilisi. Z sms-ów wiemy, że Bogusia już na nas czeka i czeka Nodar. Przy wyjściu z lotniska zaczepiają nas taksówkarze. Grzecznie dziękujemy. Podchodzi chłopak, tez dziękujemy, a to… Nodar. Gruzin przyjechał po nas ze swoimi 2 kolegami. 4 plecaki pakujemy do bagażnika, z tyłu siada 5 osób z przodu pozostałe 2 i jedziemy do kolegi Nodara mieszkania. 7 osób, a policja? Eeee :) Mamy szybkie (dosłownie!) zwiedzanie Tbilisi z okien samochodu. Prędkość zawrotna, jazda środkiem ulicy i ciągłe trąbienie. Ulice jeszcze puste, tylko widać ludzi z miotłami - sprzątają. Jesteśmy w mieszkaniu Kachy – kolejny kolega Nodara, a dokładnie przyjaciel przyjaciela. Przebieramy się, wypijamy kawę, naparsteczek kawy. Musimy poczekać, aż zacznie się dzień, bo przecież o 7 rano to wszystko jeszcze pozamykane :) Idziemy zwiedzać Tbilisi. Wcześniej musimy pobrać z bankomatu lub wymienić pieniądze. Bogusia miała jakieś drobniaki wymienione na lotnisku, wiec kupujemy wodę. Woda jest mineralna, czyli słono-siarkowa, bleee. Pierwszy bank czynny od 10:30, a bankomacie nie ma pieniędzy. Idziemy dalej. Kolejny bank, czynny od 10:00 i bankomat pełen kasy. W banku, do wymiany potrzebny jest paszport, a na dowód Nodara kurs wymiany jest korzystniejszy.
Kupujemy jeszcze startery do telefonów, ich Geocell nasz Play, najtańszy (3 GEL), tu znów konieczny jest adres, Kacha podaje swój. Trochę zadziwiła nas biurokracja. Zaczyna robić się gorąco. W maleńkiej piekarni kupujemy ciepłe chaczapuri (2 GEL). Bardzo smaczny placek z serem w środku, jak dla mnie trochę za słony, ale pychalski.
Uliczkami schodzimy do starego miasta. Trochę męczy nas nadopiekuńczość chłopaków, próbują nam zorganizować czas. Nodar z kolegami uparł się, że załatwią dla nas czterech wycieczkę do Kazbegi, nie chcieli przyjąć do wiadomości, że my same….Bo my takie samosie! Przegrywamy :). Rozdzielamy się, chłopaki idą załatwiać marszrutkę, a my 4 z Nodarem dalej w miasto. Dzięki Nodarowi udało nam się w Tbilisi bardzo dużo zobaczyć, tym bardziej, ze nie mamy planu miasta (gapy), a mapka w przewodniku taka sobie, czyli mało dokładna :). Upał. Gdzieś przy alei Rustaveli, w klimatyzowanym pubie, wypijamy piwo i dowiadujemy się, ze jest około 50stC. W biegu pomiędzy jednym kościołem a drugim, na obiad zjadam placek z nadzieniem z grochu, a może fasoli :). Zabytki opisane w przewodniku zobaczyliśmy. Warto, nie spiesząc się, zaglądać w podwórka i podziwiać misterne konstrukcje schodowo-balkonowe, a do tego przybudówki, nadbudówki.
Rustaveli to piękna ulica, a przy niej drogie sklepy, opera wzniesiona na wzór perski, Kościół Kwaszweti – pięknie odnowiony a na przeciwko Parlament. Dalej pomykamy Rustaveli, aż do pl. Wolności – pomnik Św. Jerzego
Ze wzgórza spogląda na nas Kartis Deda – strażniczka Tbilisi, „W lewym ręku kobieta trzyma wielki dzban wina, którym wita przyjaciół. Z kolei prawa dłoń ściska nagi miecz, którego smak poznają wrogowie. W ten sposób Gruzini pokazują światu swoje umiłowanie przyjaźni oraz silne pragnienie wolności i niezależności”
Wchodzimy w uliczki i idziemy do Katedry Sioni „Katedra Sioni w Tbilisi (gruz. სიონი (ტაძარი)) - główna świątynia Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego wybudowana w latach 575-639. W katedrze przechowywany jest krzyż świętej Nino, dzięki której król Mirian wprowadził w Gruzji chrześcijaństwo”
Później kilka zdjęć pod pomnikiem Tamady (na krzesełku siedzi facet z rogiem pełnym wina;). Wokoło zaglądamy do Synagogi, no trafiamy do babińca :), później oglądamy Ormiańską katedra Św. Jerzego, XII-wieczna świątynia p.w. Św. Jerzego jest jednym z bardziej okazałych świadectw długich tradycji ormiańskiego osadnictwa w Tbilisi. Wokoło jest tak dużo do oglądania…
Upał, słońce parzy skórę a my szukając cienia przemykaliśmy uliczkami Starego Miasta w kierunku Łaźni. Przepiekanie ozdobione, ale tu wrócimy ostatniego dnia. Idziemy do Świątyni Metechi i pomnika króla Wachtanga I Gorgasali – przepiękny widok na rzekę Kurę/Mtkwari
Kolejne uliczki, kolejne zdjęcia, trochę brak siły na wspinaczki, ale my damy radę :) .
Ostatnim punktem naszego dzisiejszego zwiedzania jest Katedra Świętej Trójcy, zwyczajowo nazywana Samebą, jest główną prawosławną katedrą w Tbilisi. Nowa, duża i robi wrażenie.
Wracamy metrem, a później autobusem, na metro kupujemy bilety/żetony po 0,40 GEL, wrzucamy w bramkę a ona nas przepuszcza, a w autobusie jest automat sprzedający bilety, 0,40 GEL. Na bazarze kupujemy arbuza i brzoskwinie a w sklepie piwo nataktari i wodę (tym razem dopytałam i już jest bezsmakowa).
Wieczorem, jesteśmy padnięte, kąpiel, wypijamy po szklance piwa i zasypiamy