Komiża ---> Rogożnica
Rano na tablicy z pogodą mało optymistyczne informacje. Pogoda bedzie kiepska czyli postarajmy się szybko wypłynąć. Szybko wypłynąć na tyle, na ile pozwolą nam przytuleni do nas Węgrzy :)
Rano codzienny rytuał. Uzupełnianie zapasu wody, jedzenia i picia. Wypływamy.
Pogoda poprawiła się nieznacznie, ale i tak wszyscy ubrani jesteśmy w kurtki przeciwdeszczowe i w szelki asekuracyjne :) Jak chodzimy to się czepiamy wszystkich stałych elementów łódki. Jednak przez wiekszość czasu załoga śpi. Poukładani tzn na pokładzie pousadzani jesteśmy jedno obok drugiego i drzemiemy :)
Pogoda poprawia sie, ładny zachód słońca i wieczorem jesteśmy w marinie w Rogożnicy.
Po tygodniu pływania mechanicznie wykonujemy wszystkie manewry. Gdy tylko zacumowaliśmy, rozchorowane żołądki niektórych z nas wybiegły do toalety. Herr Kapitan nie był zadowolony, ze zrobili to bez jego zezwolenia, ale... chyba całodzienne, monotonne pływanie nie wpływa zbyt dobrze na nasze morale.
Kolacja i zwiedzanie.