Rankiem połowa załogi szykuje śniadanie, a połowa szykuje jacht do pływania. Mamy problem z wciagnieciem grota. Nie możemy go wciagnąć... wciagamy na maszt sternika :))) Coś naprawia, coś poprawia. Możemy wypływać.
Dopływając do Szybenika, mamy zabawę, pływamy na kancie, jest super. Wiatr wypełnia żagle i włosy, mkniemy jak strzała. Niesamowite uczucie radości, gdy wieje, przygrzewa słońce a wokolo błękit, woda i niebo.
Omijamy Szybenik, robimy kilka zdjęć i dalej.
Po południu, po małym bładzeniu, zawracaniu, dopływamy do mariny Skradin. Przed wpłynięciem do mariny jest wysoki most, z którego skaczą na bandżi. Na szczęście nikt ze skaczacych nie trafił na naszą łódkę. Wpływamy do Mariny. Miły pan z obsługi robi naszej załodze zdjęcie, mozemy kupić lub nie :))) ale kto by zrezygnował? Zrzuta i mamy zdjecie jak dobijamy do pirsa, cała załoga pracujaca, aby manewr się udał :)))
Po zacumowaniu, załatwieniu formalności, w planie mamy wycieczkę do parku Krka, ale... Jedni w miedzyczasie poszli na plaże i popływać, inni pod prysznic i okazało się, ze nie zdążylismy na ostatni statek, który tam płynie ;( W takim przypadku wycieczka jutro rano. Wracamy na łódkę. Przebieranie. Idziemy na plaże i pływanie. Wracamy na łodkę :)))
W drodze powrotnej wymieniamy pieniądze na ichniejsze pieniądze. Robimy zakupy. Proszę! proszę o wodę gazowaną. Dziwna sprawa, jak przychodzi do zakupów to wszyscy piją wodę niegazowaną, w czasie pływania, moja gazowana znika w niewiadomy sposób. Doszłam dlaczego - jak ja piję, to reszta jest tak leniwa, ze pije z mojej butelki ;))) Na łodce robimy sobie obiadokolację, z winkiem chorwackim, serkami polskimi i krakowską :)))
Wieczorem czas na zwiedzanie miasta i piwo. Skradin jest bardzo ładnie położonym miasteczkiem. Spaceruje się bardzo przyjemnie :)))
...trochę dziwne, gdy pomyśli się, że nie tak dawno była tu wojna. Ślady widać na niektórych domach...