Sukosan. Oj bladym switem, moze nie tak bladym, ale rano, we dwie wysiadamy z autobusu. Tu już czeka na nas cześć ekipy (2szt), a druga (5 szt) ma dojechać w południe. Niespodzianka. Wszyscy już są. Dwójka śpi w namiocie gdzieś na campingu. Piątka różnie, jedni w samochodzie, inni pod palmami, ale obok mariny :)
Czyli jak już dotarłyśmy i my, to trzeba ekipę zebrać do kupy i iść do mariny po łodkę. Nasz sternik umówił się na odbiór łódki nie o 17-tej, tylko trochę wcześniej.
Przenosimy prowiant z samochodów, resztę dokupujemy w pobliskim sklepie. Idziemy się kapać i jestesmy gotowi do rejsu :)
Wypływamy po 16. Przepływamy pod słynnym mostem miedzy wyspami Pasman i Ugljan. Słynny, bo nie wadomo, czy składac maszt czy nie składać :))) My nie składamy, niech się dzieje... ;)
Pływamy, pływamy. Fajnie jest!!! i dopływamy gdzieś (chyba wyspa Murter). Tu musimy przenocować. Gdy już zrzuciliśmy kotwice, dopłyneła do nas na pontonie miła pani z trojką dzieci i wystawiła nam bilet postojowy :)))
Wokół nas na kotwicach stoi kilkanaście jachtów.
Kolacja, opowieści, wino, piwo, spiewu nie było, gdyż chcieliśmy pozostać do rana :)))
Pierwsza noc na Adriatyku!