Ałuszta ------> Angarskaja pierewał -------> Czatyrdah --------> Ałuszta
Ech, Mickiewicz. Sonety Krymskie. Czatyrdah.
Jedziemy trajdkiem na przełęcz Angarską i stąd pieszo na górę. Jest godzina 8:15. Szlak nie jest zbyt dobrze oznaczony, ale w przewodniku był dobrze opisany. Wybrałyśmy wersję łatwiejszą (żółty) i to był błąd, bo zaczęłyśmy się oddalać od góry. Wracamy przez las kierując się na górę. Wkrótce docieramy do szlaku czerwonego. Po drodze mijamy "kłady" i grupkę dzieciaków oraz kilkoro wędrowniczków. Zdrastwujtie, hello a może dzień dobry - dzień dobry. Polaków :)
Dochodzimy na gore, zaczyna psuć się pogoda, pokapuje deszczyk, ale tylko przelotny.
Na górze jesteśmy o 12 (marsz nie był szybki, tym bardziej, ze trafiałyśmy na polanki z poziomkami, mniam, i trochę błądziłyśmy).
Góra przypomina stół, namiot lub śpiącego olbrzyma :))) Widok przepiekany, tym bardziej, ze wokoło mnóstwo kwiatów i różnego rodzaju traw. Wiosna. Kolorowo. Bezkresnie.
I teraz dylemat, iść dalej czy wracać bo zbierają się chmury. Wracamy. Jesteśmy na dole po około 1,45min.
Wchodzimy do turbazy, wypijamy piwo i zjadamy po lodzie - nagroda :).
Obok przystanku autobusowego kupujemy mix orzeszków w miodzie. Okazuje się być miodzio.
Wracamy do Ałuszty. Spacer. Plan na jutro.