Batumi – Gonio – Sarpi
Dzisiaj zrobiło się słonecznie. Rozdzielamy się. Jedna grupa plaża, druga zwiedzanie. Jedziemy do Gonio, zwiedzanie twierdzy. Nie zostało wiele.
"Legenda głosi, że na terenie fortecy znajduje się grób świętego Macieja, jednego z dwunastu apostołów. Rząd gruziński zabrania jednak prowadzenia wykopalisk w pobliżu cmentarza. Archeologiczne prace przeprowadzone w pobliżu fundamentów fortecy, dotyczą głównie czasów rzymskich".
Mamy dużo czasu, więc idziemy pieszo do wioski za twierdzą. Kupujemy lody i schodzimy na plaże. Teraz dłuższy spacer brzegiem. Trochę dużo kamieni na tej plaży :). Zgodnie stwierdzamy, że mamy czas więc jedziemy na granicę gruzińsko- turecką. Wracamy na główną drogę, łapiemy marszrutke i wysiadamy na granicy. Na granicy jak to na granicy. Tłum. Schodzimy na plażę. Przebieramy się w kostiumy kąpielowe. W przebieralniach jakaś niewielka opłata, za przebranie, trochę większa za umycie się.
Na morskiej granicy kąpiemy się na zmianę, obok rozkłada matę Gruzinka z synem. Zaczynamy rozmawiać. Okazuje się, że mieszkała w Oseti, teraz już tam nie może mieszkać. Przeprowadziła się do Tbilisi, a tu są na wakacjach.
Wracamy do Batumi. Jedziemy na tutejszy bazar, cała dzielnica bazarowa. Ziół nie ma :( , może są tylko nie znalazłyśmy. Trzeba coś zjeść. Wchodzimy do gruzińskiej knajpki, takiej dla miejscowych. Jakby… sami… panowie? Miłe panie kucharki, polecają jedzenie, do tego piwo i jesteśmy zadowolone. I dalej w uliczki, kluczymy uliczkami, które są remontowane. Wchodzimy do kościołów, robimy zdjęcia, rozmawiamy z Batumczykami(?).
Pociąg mamy nocą więc jak najwięcej chcemy obejrzeć. Wracamy na nocleg. Pakowanie. Gospodarze odprowadzają nas do marszrutki, jedziemy na dworzec, który jest w pewnym oddaleniu od miasta. Siadamy, jeszcze tylko skocze po wodę na drogę. Jedziemy. Rankiem jesteśmy w Tbilisi.